Polak potrafi… jak się pomyli ;-)

Polak potrafi… jak się pomyli 😉
Było to podczas falklandzkiego rejsu Sejwalem. Łowiliśmy, a raczej próbowaliśmy łowić błękitka na południe od Wysp Falklandzkich, w okolicach Wyspy Słoniowej. Operowało tam mnóstwo statków różnych bander.
Ryba zwykle w tym czasie przebywała nad oceanicznym grzbietem, rozciągającym się równolegle do wyspy w odległości jakiś 10 mil. Łowisko było wąskie, toteż trawlery ustawiały się w kolejkę i jeden za drugim trałowały wzdłuż wypłycenia, potem zawracały i znowu trał.
Zwykle po kilku godzinach połowu z worka wysypywało się kilkaset kilogramów błękitka… Wszyscy mieli nosy na kwintę, no bo nie ma ryby, nie ma zarobku, a żona pisała że chce na wczasy, a to auto trzeba by już nowe, no i normalnie na życie kasa musi być…
Na mostku młody chłopak po zawodowej rybackiej ze Świnoujścia, robił za asystenta i jednocześnie za sternika. Przynosił na dół wieści z mostku, niestety nie te których oczekiwaliśmy. Na razie nie zmieniamy łowiska. Tak więc dzień w dzień, koło południa w moim bulaju przesuwała się Elefant Island.
Nawiasem mówiąc ciekawy kawałek ziemi, będący częścią archipelagu Georgii Południowej, do którego pretensje zgłaszają trzy kraje, Argentyna, Chile i Wielka Brytania. Swoją nazwę wyspa zawdzięcza dużej kolonii słoni morskich, oprócz nich jej faunę stanowią typowe gatunki dla rejony antarktycznego, w końcu leży ona w północnej części Oceanu Południowego.
Któregoś dnia jednak coś się zmieniło, już koło jedenastej zatrzeszczały kable od trału, dzwonki alarmowe wywołały pokładowców do pracy. Co się stało! Czyżby jakieś polecenie z kraju żeby zmienić łowisko? Po chwili As zszedł, a właściwie zbiegł podniecony na dół.
-Chłopaki, idźcie na górę, zobaczycie ile ryby nałapałem!
-Eeee, jaja sobie robisz!
-Poważnie, zapisy aż czarne! Zresztą posłuchajcie kabli.
Rzeczywiście windy jakby zaczęły inaczej wyć a kable strzelały jak oszalałe. Znak, że pracują pod dużym obciążeniem. Ruszyliśmy na szalupowy, żeby z góry obejrzeć połów.
Deski już wisiały na bramie i skrzydła zaczęły układać się na pokładzie. Walizki i bobiny z głośnym turkotem i łomotem spoczęły na dechach. Za to za rufą pojawiła się ogromna lola! Opasły włok wypchnięty rozprężonym powietrzem pęcherzy pławnych, wyciągniętych z głębiny tysięcy błękitków, wypłynął na powierzchnię. Nad nim kotłowały się wrzaskliwe petrele i kołysały wdzięcznie albatrosy, wypatrując na powierzchni jakiś smacznych kąsków.
-Czterdzieści ton jak w mordę strzelił! Ktoś entuzjastycznie określił wielkość połowu. I rzeczywiście, po przerobieniu mniej więcej tak wyszło.
Statek po wybraniu sieci ostro zawrócił na pozycję zapisów a pod pokładem w przetwórni rozszalały się maszyny. Uśmiechnięci od ucha do ucha rybacy przegarniali rybę, układali na baaderach, tuszki i płaty ładowali do tac zamrażalniczych… Praca paliła się nam w rękach.
Później wzięliśmy na spytki Asa, okazało się, że to on rzeczywiście był za sterem. Jak pisałem w poprzednim tekście o Sejwalu, statek był w opłakanym stanie technicznym. Między innymi nie działał żyrokompas a więc i autopilot. W związku z tym był to rejs „manualny”, cały czas ktoś musiał ręcznie sterować. AS opowiadał, że po poprzedniej, „ciężkiej” nocy, bo kumpel z kabiny miał urodziny, nie czuł się najlepiej i przysnął przy sterze. Statek wówczas był pod trałem.
Najwyraźniej poczuł rybę dziobem i zjechał jakieś 30 st. z kursu no i wtedy się zaczęło, sonda oszalała a ASa obudził krzyk tkwiącego nosem w sonarze II oficera, – Trzymaj qrva kurs, tak trzymaj do jasnej cholery!
I wyszło na to, że umiemy łapać ryby ale kiedy się pomylimy…. A As do końca rejsu miał ksywkę Śpiący Królewicz.
W.S.
Który to był rok?
Dokładnie nie pamiętam, ale chyba 85/86 z Mamprejewem
Ja byłem na Sejwalu od 17.04.84 do 21.09.84 z kpt. Kocotem